Lem napisał w 1968 roku
W połowie wieku totalna groza sparaliżowała politykę, lecz jej nie odmieniła, strategia pozostała ta sama, dni stawiano przed miesiącami, lata nad wiekami, a należało postępować odwrotnie, pojęcie interesu gatunku wypisać na sztandarach, okiełznać technologiczny wzlot, żeby się nie stał upadkiem.
Tymczasem powiększał się materialny rozziew pomiędzy Wielkimi a Trzecim Światem, zwany przez ekonomistów „rozciągającą się harmonią” – odpowiedzialne osobistości, trzymające w ręku los innych, mówiły, że rozumieją to, że taki stan nie może się bezgranicznie przedłużać, lecz nie robiły nic, jakby w oczekiwaniu cudu. Należało koordynować postęp, ale mu nie ufać jako automatyzmowi, w jego coraz szybszej samoczynności, przecież szaleństwem była wiara, że robić wszystko, co technicznie możliwe, jest tym samym, co działać mądrze i bezpiecznie, przecież nie mogliśmy liczyć na przychylność Natury, której coraz więcej części, obracanych w pokarm ciał i maszyn, wpuszczaliśmy do wnętrza cywilizacji. Ależ to mógł koń trojański, słodki jad, trujący nie dlatego, że świat nam źle życzył, ale dlatego, że działaliśmy na oślep.
S. Lem, Głos Pana, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, 213-214.